Znaczenie tytułu i obraz rzeczywistości
Tytuł reportażu wyjaśnia sam Edelman: jako lekarz stara się "przechytrzyć śmierć", wykorzystać nieuwagę Pana Boga, żeby świeczka życia płonęła choć trochę dłużej. To metafora jego podejścia do życia - zawsze walczyć o każdą, najmniejszą szansę.
Marek Edelman opowiada o powstaniu bez wzniosłości i idealizacji. Mówi zwyczajnie o dramatycznych wydarzeniach, co wywołało oburzenie środowisk żydowskich. Wspomina, że powstańcy strzelali, bo chcieli pokazać świat swoje istnienie - "Ludzie zawsze uważali, że strzelanie jest największym bohaterstwem. No to żeśmy strzelali."
Przywódcą został Mordechaj Anielewicz, bo "chciał nim być". Edelman wspomina go bardzo po ludzku - że przed wojną pomalowywał skrzela ryb czerwoną farbą, żeby wyglądały świeżo.
Ważne: Powstańcy wiedzieli, że nie mogą wygrać - chodziło im o wybór sposobu umierania, o zachowanie ludzkiej godności.
Problem niezrozumienia
Edelman przez 30 lat milczał, bo czuł, że nie umie opowiadać o tych wydarzeniach "tak jak trzeba" - z patosem i heroizmem. Kiedy w końcu przerwał milczenie, znów spotkał się z niezrozumieniem.
Dramat świadka polega na tym, że nigdy nie można pokazać całej prawdy, a ludzie oczekują legendy bohaterskiej. Edelman porównuje powstanie w getcie do powstania warszawskiego z 1944 roku: "Sierpień to było życie i śmierć pięknych, jasnych ludzi. Czarni i brzydcy żyją i umierają nieefektywnie."